Spacerowałam z Miłką. Poranne promienie oświetlały moją twarz. Spojrzałam na mijającego mnie mężczyznę, na fajkę, którą trzymał w ręce, na jego mechaniczny wzrok. Minął mnie, a ja przeniosłam się w czasie.
Zobaczyłam siebie. W czasach gimnazjum, liceum. W tych czasach, w których większość życia spędzałam na wędrowaniu… bo kto to nie lubi wędrować?
Wędrowałam po górach, dolinach, po lasach, unosiłam się i lądowałam na gałęziach drzew. Nurkowałam. To były długie samotne podróże. W mojej głowie.
Byłam mniej więcej tak rozmyta jak na tym zdjęciu. Rozmyta w rzeczywistości kwadratowych wymiarów sali i ławek.
Na wskroś wyraźna w wyobraźni.
Uczyłam się, przynosiłam najlepsze oceny, które stały się kulą u nogi moich mentalnych umiejętności.
Nauczyłam się jednej bardzo cennej rzeczy – jak żyć, żeby prze-żyć i nie oszaleć.
Żeby przeżyć godziny monologów, godziny niewygodnych pozycji ciała, godziny nużących głosów.
Jak często jesteś tam, gdzie nie chcesz być?
Pracujesz i marzysz o przerwie na kawę, papierosa? Uwielbiasz moment powrotu do domu i wrzucenia wygodnych dresów, zmycia makijażu, przebrania się w siebie? Celebrujesz mikrochwile, w których odnajdujesz z utęsknieniem siebie?
Ten pan pewnie mnie minął nie zdając sobie sprawy z mojej obecności.
Ciężko być obecnym tam, gdzie nie chcesz być.
Po latach uzmysławiania sobie i pytania siebie gdzie jestem i czy chcę tu być, wciąż widzę jak łatwo mój mózg odpala tryb przeżycia.
A ja nie chcę przeżyć, ja chcę żyć.
I być tu, gdzie chcę.
Sypię na Was magicznym pyłem teraźniejszości, życząc, żeby pasje nie były ucieczką do rzeczywistości, a spełnieniem najskrytszych pragnień i żeby mogły się realizować nie jako alternatywa, ale jako całe Wasze istnienie.
podpisano: nomatka